poniedziałek, 2 czerwca 2014

Stanisław Leszczyński w MHMG

Tej soboty z trudem, bo z trudem, ale udało się nam wykroić trochę czasu na wizytę w Ratuszu Głównego Miasta. Celem była oczywiście świeżuteńka wystawa, o której ostatnimi czasy było gwarno, zarówno w mediach, jak i w muzealnych kuluarach, o wiele wyjaśniającym tytule: "Król Stanisław Leszczyński w Gdańsku 1733-1734".

Dobór tematu trzeba przyznać - znakomity. Ten kawałek historii jest dla większości dość mało znany i tym samym jeszcze nie tak bardzo wyeksploatowany, jak np. jakieś tam "Napoleony w Gdańsku" czy "Niezłomni Polacy we wrogim sobie Gdańsku". Opowieść o Leszczyńskim i tym wszystkim, co się w jego czasach działo, spokojnie mogłaby posłużyć jako wyśmienity materiał na kinowy hit, księgarniany wielotomowy bestseller, a nawet na grę komputerową. Wyłuskać z tego bogactwa dobry "surowiec" na wystawę nie było rzeczą prostą i uważam, że to się autorowi(om) scenariusza udało.

Tak więc uzbrojona w testera i smoka, a także w całkiem sporą garść informacji z oficjalnych i mniej oficjalnych, aczkolwiek wiarygodnych źródeł, wkroczyłam, aby się zmierzyć z tegorocznym największym wystawienniczym przedsięwzięciem Muzeum Historycznego Miasta Gdańska. Już na wewnętrznym dziedzińcu miał powitać nas duch pola walki, "z uczuciem grozy, słyszalnym echem bitwy, zapachem prochu" [pożyczone z oficjalnej strony MHMG]. No może i na szczęście, ale nic takiego nam jednak nie towarzyszyło - ot trzy manekiny w mundurach, trochę słomianego bałaganu i flinta porzucona przez któregoś z rekonstruktorów, która jak stwierdził smok - nie do końca wpisuje się w temat, ale cóż... W każdym razie piszący oficjalny tekst trochę przesadził z tym całym klimatem grozy, a ja miałam wrażenie, że ta pierwsza część ekspozycji pozostała przez przypadek nieuprzątnięta po poprzedniej czasowej  wystawie o "napoleońskim Gdańsku".

Następnie wpadliśmy do sali poświęconej wizerunkom i jeszcze raz wizerunkom. Był i Staś Leszczyński i August II, i Karol XII, i Jabłonowski (Jan Stanisław, który po detronizacji Sasa przez chwilę był nawet wysuwany na tron Rzeplitej) i wielu innych. Malarstwo portretowe plus ryciny, jedna obok drugiej, do tego w niewielkiej sali, która sprawia wrażenie korytarza niestety mnie osobiście męczy. Jest to klasyczny przykład na "zmasowanie obiektów płaskich", które właściwie już po chwili przegląda się pobieżnie, bez jakiejś szczególnej refleksji. Zachowanie testera, który błyskawicznie zaczął marudzić i gorączkowo rozglądać się za jakimś miejscem do siedzenia tylko potwierdziło moje odczucia. Żeby jednak nie pozostać wrednym, kunim malkontentem dodam, że przeanalizowałam etykietarz i chylę czoła przed solidnym wyczyszczeniem najznamienitszych Gabinetów Rycin i Kolekcji Malarstwa z artefaktów. Każda licząca się w kraju instytucja użyczyła na tę wystawę swoje skarby. Największą niespodzianką jest dla mnie Kozłówka (dawna rezydencja Zamoyskich, obecnie Muzeum), które dotąd kojarzyło mi się niemal wyłącznie z Centralną Składnicą Kafli. Mam mocne postanowienie wiercenia dziury w brzuchu smoka tak długo, aż nas tam zabierze na muzealne łowy.

sala 1: wizerunki, wizerunki, wizerunki....
Dalej robiło się trochę ciekawiej... pojawiły się artefakty trójwymiarowe, do tego błyszczące (kocioł artyleryjski, mogący pomieścić 600 kg bigosu - znów zapożyczone z oficjalnej strony MHMG), co kunę mocno ożywiło, a ponad to ryciny zostały wzbogacone, i to znacząco, przez zawsze interesujące zabytki kartografii. Zastanawiam się, jak to jest, że przy pochyleniu się nad taką mapą czas w jakiś magiczny sposób staje w miejscu. No w każdym razie nie można się od dawnych map oderwać, chyba że siłą przez domagającego się uwagi testera. Na szczęście tester zajął się zabawą ekranem dotykowym zawierającym prezentację multimedialną. Niestety wbrew zapowiedziom wyczytanym na stronie MHMG, takich elementów uzupełniających wystawę było zbyt mało (całej zauważonej multimedialnej interaktywności - sztuk dwie - druga to podświetlana reprodukcja Oblężenia Gdańska w 1734 roku, obrazu z Muzeum Okręgowego w Toruniu). Szkoda, ponieważ przy pomocy tego kanału można uzupełnić wszystkie te treści, których nie da się opowiedzieć używając jedynie artefaktów.

sala 2: multimedia
sala 2: kocioł artyleryjski z herbem Sasów
Z każdym pomieszczeniem wystawa stawała się coraz ciekawsza, głównie przez wzbogacenie zabytków ikonograficznych militariami i modelami okrętów oraz "drobnicy" związanej z szeroko rozumianym życiem codziennym w 1. połowie XVIII wieku. Obiektów pokazano rzeczywiście dużo (łącznie ok. 300), ale rozmieszczono je bardzo umiejętnie (brawa dla autorów koncepcji plastycznej), wywołując odczucie nasycenia, ale nie przesady (poza pierwszą salą). Aranżacja faktycznie pozwalała skupić się na wybranym przedmiocie, bez zbędnego rozproszenia, a sprawdzony już na wielu wystawach szkarłat i tu doskonale uszlachetnił odbiór prezentowanych treści.

sala 3
sala 4
Na sam koniec otrzymaliśmy prawdziwy deser, w okrągłej, niczym pyszny tort formie - mogę śmiało powiedzieć, że kuna znalazła dokładnie to, czego szukała i wprawiło ją to w szczery zachwyt. Ekspozycja wzorcowa, przenosząca gościa w pałacowy świat, pełen lekkości, subtelności i piękna. Obiekty wkomponowano z takim smakiem i wyczuciem, jakby zostały stworzone na tę wystawę, a nie odwrotnie. I w każdym miejscu czuć ducha teścia Ludwika XV, nie pechowego króla Rzeczypospolitej, lecz księcia Lotaryngii - władcy wcielającego w życie idee rodzącego się Oświecenia. Złożyło się na to i prezentowane malarstwo ukazujące głównie rodzinę Leszczyńskiego, przedmioty przez niego używane, zaaranżowany gabinet i wspaniale wyeksponowane siodło wraz z kapą. Ta ostatnia część wystawy faktycznie przesłania wszystkie jej różne niedociągnięcia, bo przecież nie istnieją wystawy idealne, natomiast liczą się wrażenia, jakie po nich pozostają.

ostatnia sala
Generalnie wystawę można śmiało polecać, pasjonująca historia ubrana w bogaty zestaw eksponatów, bardzo ładnie zaaranżowana, aczkolwiek ta "uroda" rozwija się stopniowo. Warty podkreślenia jest też sposób ukazania numizmatów i medali - pionowo, a nie leżących smutno w poziomych gablotach. Natomiast odradzam zabierania testerów, zwłaszcza tych najmłodszych. Autorzy scenariusza nie przewidzieli dla nich żadnego elementu, który mógłby ich zainteresować, a szkoda bo gdyby maluch miał do dyspozycji chociażby puzzle lub klocki, z których mógłby złożyć wizerunek króla Sasa bądź Lasa - z pewnością i sam byłby zadowolony, i rodzicom pozwoliłby na pełniejsze delektowanie się wystawą. Doprawdy szkoda, że wciąż istnieje w muzeach jakiś opór przed zagospodarowaniem tego najmłodszego, indywidualnego turysty.

GARŚĆ INFORMACJI:

Muzeum Historyczne Miasta Gdańska
Ratusz Głównego Miasta
ul. Długa 46/47
80-831 Gdańsk
tel. (0-58) 767-91-00

Muzeum można zwiedzać cały rok, od poniedziałku do niedzieli w godz.
poniedziałek 9:00 - 13:00
wtorek - czwartek 9:00 - 16:00
piątek - sobota 9:00 - 18:00
niedziela 10:00 - 16:00

Ceny biletów indywidualnych:
normalny: 12 zł
ulgowy: 6 zł
szkolny: 1 zł
bilet rodzinny: 20 zł (do ośmiu osób, w tym dwoje dorosłych)

Inne:
Czas zwiedzania wystawy: ok. 0,5 - 1,5 h
Parking: brak muzealnego, można szukać miejsca płatnego na Głównym Mieście (bardzo trudne zadanie)
Toaleta: jest - bezpłatna
Gastronomia: jest w Ratuszu + dużo puktów w pobliżu
Pamiątki: sklep muzealny + dużo punktów w pobliżu
Atrakcje dla dzieci (0-10 pkt.): max. 2 pkt. (dwa urządzenia multimedialne, manekiny żołnierzy, miniatury statków - generalnie wystawa nie uwzględnia najmłodszych gości)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz