wtorek, 17 czerwca 2014

Wartownia nr 1 - Westerplatte

Nie odkryję Ameryki, jeżeli napiszę, że do miejsc, w których wszyscy świetnie się czuliśmy będziemy często powracać. Takie właśnie jest Westerplatte, z tym całym dramatycznym ładunkiem wydarzeń września 1939, ale też z powoli odradzającym się urokiem dawnego kąpieliska, kąpieliska dla wszystkich, którzy zmęczeni natarczywością atrakcji słynnych kurortów pragną odpocząć delektując się mieszanką historii, wspaniałych obrazów i szumem morskich fal gładzących niewielką plażę.

Westerplatte w niewielkim już stopniu przypomina to z września 1939 czy wcześniejszy kurort z cesarskim molo, łazienkami, domem zdrojowym, willami, pensjonatami i całą infrastrukturą niezbędną kuracjuszom. Większość obiektów, które dziś oglądają turyści czy oficjalne delegacje podczas uroczystości państwowych, z kopcem na którym stanął Pomnik Obrońców Wybrzeża na czele, zniszczonymi już w czasach PRL koszarami czy przesuniętą Wartownią nr 1, to fikcja, kreacja na potrzeby propagandy tamtego systemu. Jednakże niezaprzeczalny jest czar tego miejsca, które można przemierzać pieszo lub rowerem poprzez zadrzewioną aleję bądź bulwarem nad samym brzegiem morza. Jeżeli dodać do tego słoneczną pogodę w leniwą niedzielę - Westerplatte staje się wspaniałym przepisem na rekreację z nutką historii w tle.

morze



"będziemy grzać się w ciepłe dni na rajskich wrzosowiskach..."
koszary - zniszczenia wcale nie wojenne
Zachodnia Płyta posiada też najmniejsze znane kunie w okolicy muzeum, które stanowi oddział Muzeum Historycznego Miasta Gdańska - Wartownię nr 1 (tę przesuniętą). Placówka ta w zeszłym roku przeszła gruntowną konserwację i zyskała nową ekspozycję prezentującą pamiątki po dawnej Wojskowej Składnicy Tranzytowej i jej obrońcach.
W gablotach dominuje uzbrojenie, czemu trudno się specjalnie dziwić. Jest też kurtka mundurowa i szabla majora Henryka Sucharskiego, makieta pancernika szkolnego Schleswig-Holstein oraz różne artefakty związane z bytnością w tym miejscu żołnierzy.

wnętrze wartowni
makieta pancernika
W całkiem skuteczny sposób na gości wpływa też wydzielona przestrzeń z zaaranżowanym fragmentem dawnej wartowni - krzesłem i stolikami, na których znalazły się radio, radiostacja, elementy uzbrojenia i sprzętu, ale nader wszystko rozrzucone chaotycznie na ziemi skrwawione bandaże przemieszane z łuskami pocisków. Co prawda te bandaże wywołały w kunie skojarzenie z wyprutym i mocno podsuszonym jelitem cienkim, ale kuna po prostu tak ma i nic się z tym nie zrobi.


zaaranżowane pomieszczenie wartowni nr 1
Całość jest niezwykle surowa i szorstka, trudno tu o jakieś większe estetyczne bodźce, aczkolwiek mimo małych pomieszczeń - ekspozycja została dobrze zaaranżowana i klarownie przekazuje zaplanowaną opowieść. W takim miejscu nie potrzeba zbyt wielu fajerwerków - ono i tak przemawia zarówno do dorosłych, jak i do dzieci. Testerowi w każdym razie się podobało, zwłaszcza, że otrzymał do ręki broń, którą mógł sobie dokładnie obejrzeć, a następnie dumnie pozować do zdjęcia. Reszta z nas też chyba była zadowolona.

Urzekła mnie liczba tego, co zwie się popularnie multimediami w muzeach - taka mała wystawa mogła sobie pozwolić na więcej, niż tegoroczny hit muzealny prezentowany w Ratuszu Głównego Miasta (dla przypomnienia o Staszku Leszczyńskim). Można? A właśnie, że można. Najfajniejszą zabawką była możliwość nawigowania sobie po niższej kondygnacji i oglądania efektów swojej eksploracji na dużym monitorze. Każde z nas w ten sposób odbyło wędrówkę po "podziemiach" Wartowni nr 1. Inny ekran prezentował życiorysy bohaterów tej wystawy - i takie rozwiązania w miejsce całego lasu plansz winno się stosować. Dlatego też tej ekspozycji daję porządnego plusa i obiecuję, że jeszcze tu nie raz wrócę.

pomnik widziany z zupełnie innej strony

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz